aaa4 |
Wysłany: Pią 11:14, 28 Wrz 2018 Temat postu: |
|
jest twoja matka, choc pewnie bys tego chciala. Skad by sie tu miala wziac?-Dariusz! - Meggie ukryla twarz w swetrze Mo. - Ten kiepski lektor. Capricorn powiedzial, ze to on ja sprowadzil i ze stracila przy tym glos. Ona wrocila, jestem tego calkowicie pewna. A Mo nic o tym nie wie! Wciaz mysli, ze ona tkwi w tej ksiazce...
-Jesli masz racje, to wolalbym, zeby wciaz tam tkwila - westchnal Fenoglio. - Nadal jestem zdania, ze sie mylisz, ale mysl sobie, co chcesz! Tylko teraz juz spij.
Ale Meggie nie mogla spac. Lezala odwrocona twarza do sciany wydana na pastwe wlasnych mysli. W jej sercu mieszala sie troska i radosc, jak dwa zlewajace sie kolory. Kiedy tylko zamykala oczy, widziala sieci, a w nich twarze dwojga ludzi - Smo-lipalucha i te druga, nieostra jak wyblakla fotografia. Z calych sil starala sie zobaczyc ja wyraznie, ale twarz nieustannie sie rozplywala.
Switalo, gdy wreszcie udalo jej sie usnac, ale noc nie zabiera ze soba najgorszych snow. W szarej porze miedzy noca a dniem wyrastaja one przerazajaco szybko, rozciagajac sekundy w wiecznosc. W sny Meggie zakradly sie jednookie olbrzymy i wielkie pajaki, piekielne psy, czarownice pozerajace dzieci -wszystkie okropne postacie, z jakimi kiedykolwiek zetknela sie w krolestwie liter. Wypelzaly ze skrzyni, ktora jej zrobil Mo, wylanialy sie ze stronic jej ulubionych ksiazek. Potwory wyplywaly nawet z ksiazek z obrazkami, ktore przynosil jej ojciec, kiedy jeszcze nie potrafila wydobywac sensu z liter. Jaskrawo ubarwione i kosmate, tanczyly w snach Meggie, usmiechaly sie zbyt wielkimi ustami, szczerzyly male ostre zabki. Tu kot, ktorego zawsze sie bala, tam dzicy ludzie, ktorych Mo tak lubil, ze powiesil sobie w pracowni przedstawiajace ich ilustracje. Mieli przerazajaco wielkie zeby. Smolipalucha schrupaliby w mig. Ale wlasnie w chwili gdy jeden z nich - ten z oczami wielkimi jak talerze - wyciagal pazury, z szarej nicosci wypelzla nowa postac 355
syczaca jak plomien, popielatoszara i bez twarzy, chwycila dzikiego czlowieka i rozerwala go na drobne strzepki papieru.
-Meggie! Potwory sie rozplynely, slonce swiecilo jej w twarz. Obok lozka stal Fenoglio.
-Mialas zly sen!
Meggie usiadla na lozku. Twarz starego czlowieka wy |
|